piątek, 11 lipca 2014

Miasto Ogród Sokolniki koło Łodzi

Witam

Niedziela 6 lipca w Sokolnikach była piękna, ciekawa -
kolejny raz okazało się, że bezpośredni kontakt z ludźmi pod koniec Mszy Świętych, to najlepsza metoda promowania "Zwiastunowi z Gór", dzielenia się wartościami, które stały się moim udziałem.
     Poza tym, znów poznałam ciekawe ludzkie losy, wartościowe świadectwa - mam coraz mocniejsze przekonanie, że moje świadectwo jest wstępem do prezentacji "Zwiastunowi z Gór", a właściwie, to prezentacja jest żywym świadectwem, które powoduje dalszy ciąg wydarzeń -
umiłowany Jan Paweł II otwiera serca - zawsze wśród zainteresowanych książką osób znajduje się ktoś, kto zaczyna mówić więcej niż pozostali, dzielić się swoimi doświadczeniami, czasami radosnymi, często poważnymi, nieraz wręcz tragicznymi, trudnymi do ogarnięcia, zrozumienia ludzkim umysłem - ciężko godzić się z chorobą, odejściem najbliższych, a jednak... 

      - przypomniałam sobie panią, która podeszła do mnie w marcu tego roku w kościele N.M.P.Matki Odkupiciela i Świętego Jana Bożego - poprosiła o dwa egzemplarze książki - jeden z dedykacją pełną wdzięczności za opiekę duchową nad synem księdzu Juliuszowi Lasoniowi, kapelanowi Szpitala im.Mikołaja Kopernika w Łodzi - z ciepłym uśmiechem mówiła o księdzu, który wiele czasu i serca poświęca chorym, bardzo pomógł synowi i jej samej;
w drugiej książce poprosiła o wpis dla niej samej, uśmiechała się ciepło, ale w tym momencie pojawiły się także łzy - syn, Adam miał 33 lata, umarł rok temu.
     Dla mnie te spotkania stają się za każdym razem wielką, piękną szkołą życia, lekcją ufania Panu Bogu, Matce Najświętszej.
A przecież każdy wie, że nie zawsze jest to łatwe, szczególnie, gdy - patrząc od strony człowieka i jego zdolności pojmowania - często wydaje się, że w wielu sytuacjach nie ma właściwego rozwiązania.
     A jednak, gdy serce otwiera się na Łaskę, nawet w trudnych do zrozumienia tragediach udaje się ludziom odnaleźć sens życia, mimo wszystko - a może właśnie w trudnych sytuacjach odnajdują wartości, które procentują na następne lata - wiara pogłębiona trudnymi doświadczeniami to taka pieczęć, która otwiera drogę, umacnia. 
      Obserwuję, słucham osób, które podchodzą zainteresowane prezentacją książki i czują potrzebę
opowiedzenia o czymś, co w ich życiu jest ważne - zapisuję potem ciekawe treści, gromadzę relacje ze spotkań, dzielę się tym, co zwróciło moją szczególną uwagę - wiele opowiedzianych przeżyć zostaje w mojej pamięci, w sercu. Mam wielki szacunek dla tych osób.
      Tym razem, po trzech Mszach Świętych, 63 egzemplarze "Zwiastunowi z Gór" trafiło do czytelników. Pogoda była piękna, ciepło - ksiądz proboszcz Piotr zdecydował, że będę przy stoliku z książkami na zewnątrz - Msze Święte, jak podczas całego lata, były odprawiane przy ołtarzu polowym.
      Większość dedykacji dotyczyła całych rodzin, czasem dzieci, wnuków - kilka razy usłyszałam miłe słowa na temat prezentacji - podobnie, jak zdarzało się w innych kościołach - że udało się wzbudzić zainteresowanie, że słuchając emocjonalnego przekazu nie da się przejść obojętnie, trzeba tę książkę przeczytać
     - wzruszająca była prośba o dedykację dla prawnuczka, Tymona -
oboje pradziadkowie podeszli po książkę, gdy zapytałam, ile lat ma Tymon, dowiedziałam się, że... cztery miesiące - to piękne, zawsze wzruszają mnie dziadkowie, pradziadkowie, czasem ciocie, wujkowie, którzy myślą o takich maluszkach, żeby zostawić im coś, co może mieć wartość duchową;
    - poprosiła o wpis w książce pani o nosząca nazwisko Starzyńska - zapytałam, bardzo zainteresowana, czy jest jakiś związek rodzinny z Prezydentem Miasta Warszawy z 1939 roku - okazało się, że tak, mąż tej pani był spokrewniony z Prezydentem Stefanem Starzyńskim
- wspomniała, z ogromnym wzruszeniem, że miała wielkie szczęście - była na spotkaniu z Ojcem Świętym Janem Pawłem II w Watykanie w prywatnej bibliotece papieskiej - znalazła się bardzo blisko, mogła dotknąć Papieża i została indywidualnie pobłogosławiona;


     - na koniec prezentacji, po ostatniej Mszy Świętej z godz.12.00, podeszła pani  Lidia - w naturalny sposób elegancka, zadbana, bardzo ładna kobieta - wydaje mi się, że około sześćdziesięciu lat - poprosiła o dedykację dla siebie - widziałam, że chce coś opowiedzieć, czekałam bardzo zaciekawiona - tego dnia, oprócz wpisu dla czteromiesięcznego Tymona i pani Starzyńskiej, nie poznałam wyjątkowych, niezwykłych historii - choć każda dedykacja jest dla mnie ważna, przywiązuję wielką wagę do każdego słowa, losów ludzkich - ogromnym bogactwem jest dla mnie kontakt z czytelnikami.
     Pani Lidia opowiedziała wydarzenie sprzed około piętnastu lat - trudno mi o tym pisać, ująć w słowa bardzo głębokie doświadczenie duchowe, które dotyczy innej, dla mnie zupełnie obcej osoby.
Doświadczenie niełatwe do opowiedzenia spotkało panią Lidię w miejscowości uzdrowiskowej, gdzie przebywała na leczeniu sanatoryjnym - zapomniałam zapytać o nazwę - któregoś dnia po południu, jak zwykle wyszła na samotny spacer po lesie. Szła spokojnie, głęboko oddychała, wsłuchiwała się w dźwięki przyrody - w ptaki, drzewa.
     Było cicho, spokojnie - w pewnej chwili Lidia przystanęła, rozejrzała się wokół i poczuła w głębi
serca przedziwny spokój, który ogarnął ją niewytłumaczalnie - nie wiem w jaki sposób to napisać - powiedziała, że jej udziałem stała się w tym momencie wszechogarniająca pewność nieskończonej Miłości Boga do człowieka, do świata, do każdego, najdrobniejszego życia.
     Ona do tamtej chwili żyła, jak większość ludzi - była ochrzczona, przychodziła na Msze Święte, nie zawsze o tym pamiętała, nie angażowała się emocjonalnie, niezbyt często myślała o Panu Bogu, modlitwie - po prostu żyła zgodnie z tym, jak została wychowana.
      
Nagle, tamtego dnia, podczas spaceru w lesie ogarnęło ją uczucie po ludzku nie do pojęcia - poczuła się kochana ponad wszystko przez Pana Boga, zrozumiała, że nie ma na świecie niczego ważniejszego - że nie jest istotne, co się teraz z nią stanie, czy będzie dalej żyła na Ziemi, czy Pan Bóg ją zabierze - wiedziała jedno, że nie ma nic większego nad Bożą Miłość i że ona sama zobaczyła świat inaczej - z wyjątkową jasnością dostrzegła, co jest najważniejsze, zrozumiała, że ona sama zaczyna odczuwać tak wielką miłość do wszystkiego co ją otacza - że już nie może inaczej, musi myśleć wyłącznie o dobru, o takim życiu, które będzie czynieniem dobra.
    Pani Lidia jeszcze przez kilka tygodni po tym doświadczeniu obserwowała u siebie wyjątkową jasność widzenia duchowego - chyba tak można najprościej nazwać to, co stało się jej udziałem, a było znów czymś trudnym do wytłumaczenia.
     Ona widziała, odbierała duchowo to wszystko, co od strony duchowości działo się z ludźmi, których spotykała na swojej drodze
w różnych życiowych sytuacjach.
  Nie miała wpływu na swoje odczucia - z wyjątkową jasnością wiedziała, czy osoba, z którą rozmawia jest w porządku, czy jest w jej życiu coś, co powinna zmienić, przeprosić Pana Boga, bliźniego i poprawić swoje postępowanie.          Z czasem ta zdolność, ostrość widzenia duchowego zmniejszała się i teraz już raczej się nie zdarza.
     Pani Lidia jest osobą bardzo pogodną, ma wewnętrzny spokój, czuje cały czas w sobie wielki wpływ Łaski Wiary, ogromną Miłość Stwórcy do człowieka i do wszelkiego stworzenia.
   Kiedy opowiadała mi tę historię, skojarzyłam jedno wydarzenie z Ewangelii - Szaweł, prześladujący chrześcijan, został Mocą Bożą, oślepiającym Światłem zrzucony z konia i dosłownie powalony na ziemię, gdy był w drodze do Damaszku.
      Powiedziałam o tym pani Lidii, a ona z rozjaśnioną twarzą, z radosnym uśmiechem potwierdziła - tak właśnie było! - wówczas, piętnaście lat temu, tak się poczuła - została w jakimś sensie powalona oślepiającym Światłem, które jest bezwarunkową, bezgraniczną Miłością Boga.

    Myślę, że każdy, kto poznał tę historię, oceni ją indywidualnie - na mnie świadectwo pani Lidii zrobiło duże wrażenie.

Pozdrawiam wszystkich czytelników,

Joasia



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz