wtorek, 22 lipca 2014


Lato - czas wypoczynku - cieszy mnie fakt, że po dwóch latach przerwy udało mi się wrócić w Tatry :)  Zwykle każdego roku staram się tu być.
Góry dają mi siłę, napełniają energią potrzebną do pracy w kolejnych miesiącach. Moim wypoczynkiem są codzienne wędrówki, najczęściej dziesięciogodzinne lub dłuższe - pomiędzy 
długimi, forsownymi wyprawami krótsze trasy wypoczynkowe, na przykład Dolina Chochołowska i

Szlak Jana Pawła II, czy Dolina Kościeliska i Staw Smreczyński, Kopieniec Wielki, popularny Nosal, Wiktorówki z kościółkiem Matki Bożej Jaworzyńskiej i Rusinowa Polana. 
Trasy w wyższe partie Tatr, bardziej wymagające, to Szpiglasowa Przełęcz, Wrota Chałubińskiego, bardzo lubię Przełęcz Krzyżne od Doliny Pańszczycy, z Hali Gąsienicowej z przyjemnością wychodzę także na Mały Kościelec, czasem na Przełęcz Zawrat.
Zwykle chodzimy we dwoje, z Andrzejem, moim mężem - zdarza się, że dołączają do nas znajomi, rodzina, a także nasi gospodarze, Dzidka i Michał, u których od piętnastu lat wynajmujemy pokój w Zakopanem-Olczy.
Każdego roku powtarzają się niektóre szlaki, co jakiś czas odkrywamy nowe szczyty, ścieżki, które do nich prowadzą.
Bywam na Świnicy i Czerwonych Wierchach - tu najciekawszy wydaje mi się Małołączniak. Lubię wejście od Hali Ornak na Ornak i zejście do Siwej Przełęczy do Doliny Chochołowskiej lub przejście
dalej na Starorobociański Wierch albo Błyszcz i Bystrą.
Kilkakrotnie byłam na Wołowcu, z którego przechodziłam na Rakoń i Grzesia - szlak rozpoczynający się przy schronisku w Dolinie Chochołowskiej i wracający z drugiej strony schroniska.
Zdarza nam się także większą grupą, z gospodarzami, jechać na Słowację i tam wędrować - Polski Grzebień i Mała Wysoka, Lodowa Przełęcz, Rysy, Osterwa - u stóp tej góry warto zatrzymać się na Symbolicznym Cmentarzu, gdzie, podobnie jak po polskiej stronie na Wiktorówkach, znajdują się tablice
upamiętniające przewodników, taterników, alpinistów, himalaistów, którzy umiłowali góry i odeszli już na drugą stronę grani. 
W tym miejscu, po słowackiej stronie, najbardziej uhonorowano Króla Przewodników Tatrzańskich, polskiego górala, Klimka Bachledę - tablica z medalionem przedstawiającym głowę Klimka, który zginął na zboczach Małego Jaworowego Szczytu w sierpniu 1910 roku idąc na ratunek uwięzionemu w ścianie Stanisławowi Szulakiewiczowi, jest umieszczona przy samym wejściu na teren cmentarza, tuż obok kaplicy.
Dwa razy byłam na Krywaniu, który dla mnie jest królem Tatr, pomimo, że o kilka metrów niższy od
Rysów, które zdobyłam również od strony Słowacji.  Poznałam także wspaniały Jagnięcy Szczyt - podczas wędrówki, jeszcze w strefie kosodrzewiny, na szlaku można spotkać stada kozic.
Dlaczego piszę o Tatrach, skoro tematem bloga jest książka "Zwiastunowi z Gór", moje świadectwo spotkania ze Świętym Janem Pawłem II.
Ojciec Święty był ściśle związany z górami, wędrował niestrudzenie po szlakach prowadzących na szczyty różnych pasm górskich, szczególnie umiłował Tatry. Bywał tu w różnych porach roku - zdobywał szczyty, zimą jeździł na nartach.
Z ogromnym wzruszeniem wracał w Tatry już jako Papież Jan Paweł II w 1983 i w 1997 roku.
Zawsze, gdy idę tatrzańskimi ścieżkami, pamiętam o Ojcu Świętym - przypominam sobie jego wędrówki, wspominam Sanktuarium Matki Bożej w paśmie Gór Prenestyńskich, na Mentorelli.
Będąc daleko od Polski i Tatr, Jan Paweł II, gdy tylko było to możliwe, przyjeżdżał w pobliże małego kościółka i klasztoru Ojców Zmartwychwstańców na Mentorelli, wysiadał z samochodu i kilkanaście kilometrów pokonywał pieszo, wędrując górskim szlakiem.
Polskich oazowiczów uczestniczący w sierpniu 1979 roku w Rekolekcjach Oazowych trzeciego stopnia w Rzymie, zawieziono na Mentorellę - opisałam to urokliwe miejsce, jego historię, w książce "Zwiastunowi z Gór" - teraz, gdy jestem w Tatrach, myślę o Ojcu Świętym Janie Pawle II, ze wzruszeniem wspominam także Mentorellę.
Pomyślałam kilka tygodni temu, że warto spróbować zaprezentować moje świadectwo właśnie tutaj, u podnóża Tatr i przedstawiłam ten pomysł księdzu proboszczowi Sanktuarium Matki Bożej Objawiającej Cudowny Medalik na Olczy.
http://www.misjonarze-zakopane.pl/ 
Ksiądz proboszcz Jerzy Grzyb zgodził się - tak więc zapraszam serdecznie w najbliższą niedzielę, 27 lipca 2014 na spotkania pod koniec każdej Mszy Świętej.
Wszystkie szczegóły umieszczone są na afiszu-zaproszeniu, który dołączam.
Będzie można wysłuchać krótkiej prezentacji, nabyć książkę, uzyskać dedykację, autograf.
Do zobaczenia :) pozdrawiam,                          Joasia Jurkiewicz       

piątek, 11 lipca 2014

Miasto Ogród Sokolniki koło Łodzi

Witam

Niedziela 6 lipca w Sokolnikach była piękna, ciekawa -
kolejny raz okazało się, że bezpośredni kontakt z ludźmi pod koniec Mszy Świętych, to najlepsza metoda promowania "Zwiastunowi z Gór", dzielenia się wartościami, które stały się moim udziałem.
     Poza tym, znów poznałam ciekawe ludzkie losy, wartościowe świadectwa - mam coraz mocniejsze przekonanie, że moje świadectwo jest wstępem do prezentacji "Zwiastunowi z Gór", a właściwie, to prezentacja jest żywym świadectwem, które powoduje dalszy ciąg wydarzeń -
umiłowany Jan Paweł II otwiera serca - zawsze wśród zainteresowanych książką osób znajduje się ktoś, kto zaczyna mówić więcej niż pozostali, dzielić się swoimi doświadczeniami, czasami radosnymi, często poważnymi, nieraz wręcz tragicznymi, trudnymi do ogarnięcia, zrozumienia ludzkim umysłem - ciężko godzić się z chorobą, odejściem najbliższych, a jednak... 

      - przypomniałam sobie panią, która podeszła do mnie w marcu tego roku w kościele N.M.P.Matki Odkupiciela i Świętego Jana Bożego - poprosiła o dwa egzemplarze książki - jeden z dedykacją pełną wdzięczności za opiekę duchową nad synem księdzu Juliuszowi Lasoniowi, kapelanowi Szpitala im.Mikołaja Kopernika w Łodzi - z ciepłym uśmiechem mówiła o księdzu, który wiele czasu i serca poświęca chorym, bardzo pomógł synowi i jej samej;
w drugiej książce poprosiła o wpis dla niej samej, uśmiechała się ciepło, ale w tym momencie pojawiły się także łzy - syn, Adam miał 33 lata, umarł rok temu.
     Dla mnie te spotkania stają się za każdym razem wielką, piękną szkołą życia, lekcją ufania Panu Bogu, Matce Najświętszej.
A przecież każdy wie, że nie zawsze jest to łatwe, szczególnie, gdy - patrząc od strony człowieka i jego zdolności pojmowania - często wydaje się, że w wielu sytuacjach nie ma właściwego rozwiązania.
     A jednak, gdy serce otwiera się na Łaskę, nawet w trudnych do zrozumienia tragediach udaje się ludziom odnaleźć sens życia, mimo wszystko - a może właśnie w trudnych sytuacjach odnajdują wartości, które procentują na następne lata - wiara pogłębiona trudnymi doświadczeniami to taka pieczęć, która otwiera drogę, umacnia. 
      Obserwuję, słucham osób, które podchodzą zainteresowane prezentacją książki i czują potrzebę
opowiedzenia o czymś, co w ich życiu jest ważne - zapisuję potem ciekawe treści, gromadzę relacje ze spotkań, dzielę się tym, co zwróciło moją szczególną uwagę - wiele opowiedzianych przeżyć zostaje w mojej pamięci, w sercu. Mam wielki szacunek dla tych osób.
      Tym razem, po trzech Mszach Świętych, 63 egzemplarze "Zwiastunowi z Gór" trafiło do czytelników. Pogoda była piękna, ciepło - ksiądz proboszcz Piotr zdecydował, że będę przy stoliku z książkami na zewnątrz - Msze Święte, jak podczas całego lata, były odprawiane przy ołtarzu polowym.
      Większość dedykacji dotyczyła całych rodzin, czasem dzieci, wnuków - kilka razy usłyszałam miłe słowa na temat prezentacji - podobnie, jak zdarzało się w innych kościołach - że udało się wzbudzić zainteresowanie, że słuchając emocjonalnego przekazu nie da się przejść obojętnie, trzeba tę książkę przeczytać
     - wzruszająca była prośba o dedykację dla prawnuczka, Tymona -
oboje pradziadkowie podeszli po książkę, gdy zapytałam, ile lat ma Tymon, dowiedziałam się, że... cztery miesiące - to piękne, zawsze wzruszają mnie dziadkowie, pradziadkowie, czasem ciocie, wujkowie, którzy myślą o takich maluszkach, żeby zostawić im coś, co może mieć wartość duchową;
    - poprosiła o wpis w książce pani o nosząca nazwisko Starzyńska - zapytałam, bardzo zainteresowana, czy jest jakiś związek rodzinny z Prezydentem Miasta Warszawy z 1939 roku - okazało się, że tak, mąż tej pani był spokrewniony z Prezydentem Stefanem Starzyńskim
- wspomniała, z ogromnym wzruszeniem, że miała wielkie szczęście - była na spotkaniu z Ojcem Świętym Janem Pawłem II w Watykanie w prywatnej bibliotece papieskiej - znalazła się bardzo blisko, mogła dotknąć Papieża i została indywidualnie pobłogosławiona;


     - na koniec prezentacji, po ostatniej Mszy Świętej z godz.12.00, podeszła pani  Lidia - w naturalny sposób elegancka, zadbana, bardzo ładna kobieta - wydaje mi się, że około sześćdziesięciu lat - poprosiła o dedykację dla siebie - widziałam, że chce coś opowiedzieć, czekałam bardzo zaciekawiona - tego dnia, oprócz wpisu dla czteromiesięcznego Tymona i pani Starzyńskiej, nie poznałam wyjątkowych, niezwykłych historii - choć każda dedykacja jest dla mnie ważna, przywiązuję wielką wagę do każdego słowa, losów ludzkich - ogromnym bogactwem jest dla mnie kontakt z czytelnikami.
     Pani Lidia opowiedziała wydarzenie sprzed około piętnastu lat - trudno mi o tym pisać, ująć w słowa bardzo głębokie doświadczenie duchowe, które dotyczy innej, dla mnie zupełnie obcej osoby.
Doświadczenie niełatwe do opowiedzenia spotkało panią Lidię w miejscowości uzdrowiskowej, gdzie przebywała na leczeniu sanatoryjnym - zapomniałam zapytać o nazwę - któregoś dnia po południu, jak zwykle wyszła na samotny spacer po lesie. Szła spokojnie, głęboko oddychała, wsłuchiwała się w dźwięki przyrody - w ptaki, drzewa.
     Było cicho, spokojnie - w pewnej chwili Lidia przystanęła, rozejrzała się wokół i poczuła w głębi
serca przedziwny spokój, który ogarnął ją niewytłumaczalnie - nie wiem w jaki sposób to napisać - powiedziała, że jej udziałem stała się w tym momencie wszechogarniająca pewność nieskończonej Miłości Boga do człowieka, do świata, do każdego, najdrobniejszego życia.
     Ona do tamtej chwili żyła, jak większość ludzi - była ochrzczona, przychodziła na Msze Święte, nie zawsze o tym pamiętała, nie angażowała się emocjonalnie, niezbyt często myślała o Panu Bogu, modlitwie - po prostu żyła zgodnie z tym, jak została wychowana.
      
Nagle, tamtego dnia, podczas spaceru w lesie ogarnęło ją uczucie po ludzku nie do pojęcia - poczuła się kochana ponad wszystko przez Pana Boga, zrozumiała, że nie ma na świecie niczego ważniejszego - że nie jest istotne, co się teraz z nią stanie, czy będzie dalej żyła na Ziemi, czy Pan Bóg ją zabierze - wiedziała jedno, że nie ma nic większego nad Bożą Miłość i że ona sama zobaczyła świat inaczej - z wyjątkową jasnością dostrzegła, co jest najważniejsze, zrozumiała, że ona sama zaczyna odczuwać tak wielką miłość do wszystkiego co ją otacza - że już nie może inaczej, musi myśleć wyłącznie o dobru, o takim życiu, które będzie czynieniem dobra.
    Pani Lidia jeszcze przez kilka tygodni po tym doświadczeniu obserwowała u siebie wyjątkową jasność widzenia duchowego - chyba tak można najprościej nazwać to, co stało się jej udziałem, a było znów czymś trudnym do wytłumaczenia.
     Ona widziała, odbierała duchowo to wszystko, co od strony duchowości działo się z ludźmi, których spotykała na swojej drodze
w różnych życiowych sytuacjach.
  Nie miała wpływu na swoje odczucia - z wyjątkową jasnością wiedziała, czy osoba, z którą rozmawia jest w porządku, czy jest w jej życiu coś, co powinna zmienić, przeprosić Pana Boga, bliźniego i poprawić swoje postępowanie.          Z czasem ta zdolność, ostrość widzenia duchowego zmniejszała się i teraz już raczej się nie zdarza.
     Pani Lidia jest osobą bardzo pogodną, ma wewnętrzny spokój, czuje cały czas w sobie wielki wpływ Łaski Wiary, ogromną Miłość Stwórcy do człowieka i do wszelkiego stworzenia.
   Kiedy opowiadała mi tę historię, skojarzyłam jedno wydarzenie z Ewangelii - Szaweł, prześladujący chrześcijan, został Mocą Bożą, oślepiającym Światłem zrzucony z konia i dosłownie powalony na ziemię, gdy był w drodze do Damaszku.
      Powiedziałam o tym pani Lidii, a ona z rozjaśnioną twarzą, z radosnym uśmiechem potwierdziła - tak właśnie było! - wówczas, piętnaście lat temu, tak się poczuła - została w jakimś sensie powalona oślepiającym Światłem, które jest bezwarunkową, bezgraniczną Miłością Boga.

    Myślę, że każdy, kto poznał tę historię, oceni ją indywidualnie - na mnie świadectwo pani Lidii zrobiło duże wrażenie.

Pozdrawiam wszystkich czytelników,

Joasia



środa, 2 lipca 2014

Witam - zapraszam serdecznie na najbliższą promocję "Zwiastunowi z Gór" - wszystkie szczegóły dotyczące miejsca i godzin spotkań są wyszczególnione na afiszu - po każdej z Mszy Świętych, pod koniec których będę prezentować moje wspomnienia, które stały się świadectwem, będzie można nabyć książkę - jeśli czytelnicy sobie życzą, wpisuję dedykacje, autografy.
Dla mnie bardzo ważne jest to, że każde spotkanie, to ludzie, którzy rozmawiają ze mną, chcą się podzielić swoimi spostrzeżeniami, przeżyciami, choćby w dwóch zdaniach. Często są żywym świadectwem wiary, umiłowania Jana Pawła II i kierowania się wartościami Bożego Słowa, które nam przekazywał.
Zawsze w czasie promocji spotykam osoby, które dzielą się ze mną tym, co je cieszy, boli, wspominają różne ważne fakty ze swojego życia - mówią, a ja staram się, jak tylko to możliwe, zapamiętać przekazywane treści - słucham, przywiązuję wagę do tego, o czym opowiadają.
Na przykład w styczniu bieżącego roku ważne, godne zapamiętania było spotkanie z Kasią - nieprawdopodobne wrażenie zrobiła na mnie ta młoda, śliczna dziewczyna w kościele p.w.Świętego Brata Alberta w Łodzi. Po jednej z przedpołudniowych Mszy czekała w kolejce po książkę - kilkanaście osób już kupiło, wpisywałam dedykacje, autografy - dziewczyna podeszła jako ostatnia z tej grupy chętnych, powiedziała grzecznie - "dzień dobry" (wiele osób tak wita się ze mną) i, że ona też prosi o książkę o Ojcu Świętym, z dedykacją... - i mówiąc, rozpłakała się tak, że zakryła buzię dłońmi, łzy płynęły, a ona nie mogła wydusić już ani słowa. Starała się powstrzymać, zaczynała przepraszać za tę nieoczekiwaną reakcję, ale bez skutku - wysoka, ładna, z jeszcze dziecinną buzią.
Zapytałam , zaniepokojona, co się stało - ona znów przeprosiła, starała się opanować - spytałam, jak mogę jej pomóc - a ona na to, że jej tak żal, że urodziła się za późno   - tak strasznie płakała, że urodziła się w 1997 roku i była za mała, żeby pojechać do Jana Pawła II jako osoba dorosła, dojrzała, że nie zdążyła, nie było jej dane... - nie do uwierzenia, ona miała 7-8 lat, gdy On odchodził do Domu Ojca...
Spytałam ją o imię - powiedziała, że Kasia, ale o dedykację poprosiła dla całej rodziny.
Westchnęłam do Jana Pawła II i napisałam najpiękniej, jak mi serce podyktowało, dla całej rodziny, ze szczególnym uśmiechem dla Kasi.      Przytuliłam ją, rozpłakała się jeszcze bardziej - wyjęłam z torebki mój mazak, którym podpisywał się na zdjęciach podczas naszego oazowego Pogodnego Wieczoru w Castel Gandolfo Ojciec Święty - dałam Kasi do ręki i krótko powiedziałam o jego historii i że znajdzie go w książce - ściskała mazak w dłoniach i płakała wzruszona. 
Mój mazak, którym podczas ogniska w Castel Gandolfo podpisywał zdjęcia Jan Paweł II

























Jeszcze raz przytuliłam Kasię i powiedziałam, że Jan Paweł II z pewnością  nią szczególnie się opiekuje - ona tak bardzo kocha, że Ojciec Święty na pewno o tym wie i jest blisko niej.
Nie wiem, czy powinnam tak mówić - tak czułam - a to dziecko po prostu kocha, bezinteresownie, całym sercem - skąd, jak, przecież miała zaledwie 8 lat, gdy umierał...
      To spotkanie było wielkim przeżyciem - piękne świadectwo - dalszą część dnia, wieczoru, byłam pod wrażeniem tego wydarzenia - przypomniał mi się fragment z Ewangelii św.Łukasza, gdy Pan Jezus powiedział o kobiecie - "...ponieważ bardzo umiłowała" - Kasia przytuliła do serca książkę, podziękowała i wyszła z kościoła... - prawda, że piękne? Cały czas widzę jej załzawione oczy...
 
- mądrość naszych górali tatrzańskich - fragment śpiewki układanej, jak zawsze w górach, na poczekaniu, zgodnie z tym, co chcą wyrazić - na żywo - te słowa powstawały, gdy Jan Paweł II Wielki przekraczał próg Domu Ojca - często śpiewamy tę treść:
"Skłaniojmy dziś nisko nase coło,
ze w tyk casach zyć nom dane było -
cudu my doznali, razem z Tobom zyli
na ty Ziemi...
cudu my doznali, razem z Tobom zyli
na ty Ziemi..."

i jeszcze
"Jana Pawła Imię nigdy nie zaginie,
ani na wirsycku, ani na dolinie - hej! - ani na dolinie..."

     Pamiętam doskonale młodą kobietę w Farze w Sieradzu - to był luty tego roku - poprosiła o wpis dla siebie i męża, Jolanty i Tomasza - właśnie 9 lutego przypadła ich dwudziesta trzecia rocznica ślubu i ucieszyła się bardzo, że zrobi mężowi piękną niespodziankę - pan Tomasz bardzo lubi czytać - zapytałam z uśmiechem, czy mąż przypadkiem nie wybiera się na następną Mszę Świętą, bo może przyjść mu do głowy taki sam pomysł, że zechce nabyć książkę - pani Jolanta odpowiedziała, również z uśmiechem, że mąż nie wychodzi z domu, jest chory na stwardnienie rozsiane i ona jest pewna, że sprawi mu tą książką wielką przyjemność.
W kościele p.w.Świętego Michała Archanioła w Łodzi 16 lutego 2014 podszedł po książkę wzruszony do łez mężczyzna około 60 lat - prosił o dedykację dla siebie - żałuję, bo nie zapamiętałam nazwiska brzmiącego ładnie, śpiewnie i obco - pan okazał się Gruzinem z Tbilisi polskiego pochodzenia, od ponad dwudziestu lat ożenionym z Polką i tu mieszkającym. Wciąż na nowo, do łez, przeżywa 16 października 1978 roku, gdy słuchając w Tbilisi Radio Wolna Europa dowiedział się o wyborze Karola Wojtyły na Papieża.
Myślę, że na dziś pora kończyć - po trochu będę dopisywać kolejne ciekawe wydarzenia, spotkania - mam nadzieję, że nie tylko dla mnie będą interesujące - promocja książki trwa prawie od roku, każdy dzień związany z prezentacją, kontaktem z czytelnikami przynosi nowe przeżycia - odbyły się już trzydzieści cztery spotkania, w najbliższą niedzielę, 6 lipca, trzydzieste piąte. Wiele ważnych chwil miało miejsce minionej zimy, wiosny - spróbuję po kolei wychwycić te najbardziej interesujące.
     Większość potencjalnych czytelników, to ludzie, którzy mówią mi, że zainteresowała ich prezentacja, mój entuzjazm, spontaniczność przekazu - cieszy mnie bardzo reakcja ludzi. 
Najbardziej obawiałam się, pisząc wspomnienia i teraz prezentując książkę - że nie dam rady oddać tamtych emocji, nieprawdopodobnej radości spotkań, przeżyć związanych z dotykaniem pierwszych wieków chrześcijaństwa, których dane było doświadczyć mnie i współuczestnikom tej najpiękniejszej Oazy życia - podobno udało się w książce i na prezentacjach też jest tak, jak być powinno.
Takie zbieram głosy od tych którzy przeczytali i tych, którzy podchodzą nabyć książkę -
słyszę, że jest tyle energii, entuzjazmu w tym, co mówię, że oni muszą przeczytać, dowiedzieć się, jak to było.
Zatem zapraszam -                                                                                                 Joasia
W Ogrodach Castel Gandolfo, 12 sierpnia 1979 roku, Pogodny Wieczór z Janem Pawłem II 
     przy ognisku